Hertmans Stefan, "Wojna i terpentyna", Marginesy
Na krótko przed śmiercią Urbain, dziadek autora,
powierzył mu dzienniki, w których zapisał swoje życie. Ich lektura uświadomiła mu, że musi opisać
losy dziadka naznaczone biedą, terminowaniem w odlewni żeliwa,
przedwczesną śmiercią ojca, strasznymi doświadczeniami żołnierza
frontowego w czasie I wojny światowej i śmiercią jego wielkiej miłości.
Hertmans stworzył wspaniałą opowieść o okrucieństwie, strachu i
przemocy, ale także o odwadze, nadziei i sile potrzebnej do przetrwania.
To nie tylko wyjątkowy zapis nieco zapomnianej, ale jakże bogatej
historii Flandrii, to także powieść o ukrytej pasji i o tym, co wojna
może uczynić z duszą skromnego, ale fascynującego człowieka.
Po przeczytaniu tej opowieści w głowie buzuje milion myśli i pozostaje uczucie spełnienia. Jakiego rodzaju spełnienia? Czuje się, że życie Urbaina było dobre, a zagłębiając się w tę intymną historię podtrzymujemy pamięć o nim, przyczyniając się do utwierdzenia w przekonaniu, że nie tylko wyrządzone zło jest w stanie przetrwać lata. Lektura "Wojny i terpentyny" niesie z sobą zarówno literacką uczt, jak i bardzo osobistym odkrywaniem historii dziadka autora. Chylę czoła za to, że Hertmans odważył się na publikację tej powieści. Ale czy miał inne wyjście? Obiecał dziadkowi opowiedzieć tę historię. Bardzo dobrze, że tak się stało, bo to dlatego możemy dzisiaj czytać to wspaniałe dzieło.