Gard Sveen, "Ostatni pielgrzym", Media Rodzina, Poznań, 2015
Tommy Bergmann, detektyw policyjny, bada sprawę zabójstwa Carla Oscara
Krogha – członka ruchu oporu podczas II wojny światowej. Kilka tygodni
wcześniej studenci medycyny znajdują kości, które okazują się trzema
ludzkimi szkieletami. Te dwa pozornie niezwiązane ze sobą zdarzenia
okazują się kluczem do odkrycia szokujących faktów z 1945 roku. W
labiryncie kłamstw i przemilczeń policyjny śledczy dociera do czasu
wojny – czasu, z którym szybko zacierano ślady, w którym prawda jako
pierwsza padała ofiarą, w którym miłość stanowiła pole bitwy, a
przetrwanie było jedynym tytułem do chwały.
Ni stąd, ni zowąd na scenę skandynawskiego kryminału wkroczył Gard Sveen. I zrobił to z hukiem, bowiem jego debiut literacki otrzymał trzy najważniejsze dla skandynawskiego pisarza nagrody, a w tym Szklany Klucz. Tak dobrego startu nie miał nawet Jo Nesbø. Nie trzeba zatem aż nadto nadwyrężać szarych komórek, by dojść do wniosku, że "Ostatni pielgrzym" jest niebywałym kryminałem. Porządny kryminał to taki, który opiera się na misternie uknutej intrydze, skonstruowanej tak bezbłędnie, że nie można jej wytknąć żadnych nieścisłości. Kierując się tym kryterium, śmiało mogę nazwać "Ostatniego pielgrzyma" kryminałem porządnym.
Akcja powieści rozgrywa się na dwóch płaszczyznach - obserwujemy poczynania Agnes Gerner szpiegującej Niemców w czasach II wojny światowej, oraz działania Tommy'ego Bergmanna usiłującego odnaleźć osobę winną zamordowania trzech osób i morderstwa Carla Oscara Krogha. To podzielenie fabuły na dwa tory wyszło pisarzowi bardzo dobrze i dodało całej książce atrakcyjności. Wszystko, dlatego że początkowo wydarzenia wojenne nie mają żadnego związku z historią toczącą się współcześnie, jednak wraz z rozwijaniem się wydarzeń obie opowieści się zazębiają, tworząc przemyślaną i frapującą akcję. Nie spodziewałbym się tak świetnie wykształconego\ warsztatu po debiutancie.