Szwechłowicz Joanna, "Ostatnia wola", Warszawa 2015
Pasjonujący kryminał retro w duchu mistrzyni gatunku, Agathy Christie.
Gromadka dalekich krewnych odciętych od świata, połączonych wzajemną
podejrzliwością i zbrodnią. Dla smakoszy klasyki w nowej, wybornej
odsłonie. 30 grudnia 1938 roku krewni baronowej Wirydianny Korzyckiej, zwabieni
przez nią podstępem, stawiają się karnie w pałacu, prawie w komplecie. W
liście poinformowała ich, że w sylwestra zamierza rozstać się z życiem.
Na własnych warunkach. O "Ostatniej woli" głośno było niedawno temu i dobrze. Takich autorów promować trzeba cały czas i na wszelkie możliwe sposoby!
Joanna Szwechłowicz jest dla mnie niebywałym odkryciem w wydawniczym świecie. Sięgając po jej najnowszą powieść spodziewałem się intrygującego kryminału retro, trochę sztucznej podróbki Christie. Dlaczego? Sam nie wiem. Wstyd mi jednak za moje pierwsze myśli związane z tym kryminałem. Wystarczyło przewrócić kilka pierwszych stron, by przekonać się, że Szwechłowicz nie jest byle jaką pisarzyną. Czytelnik od samego początku historii ma świadomość obcowania z bystrą i świetnie władającą ironią autorką. "Ostatnia wola" jest kryminałem retro pisanym na poziomie dzieł Agaty Christie.
Największym atutem prozy Szwechłowicz jest język jakim opowiedziano kryminalną historię. Ironiczne uwagi, sarkastyczne dialogi i uszczypliwe myśli, które powinny wywołać w czytelniku negatywne odczucia, wzbudzają w nim całkiem inne emocje. Ośmieliłbym się nawet nazwać narratora tej opowieści "narratorem jędzowatym". Ten właśnie narrator w sposób prostolinijny przedstawia czytelnikowi ówczesne realia i nie wiem, jak autorka to sprawiła, ale bardzo spodobała mi się ta narracja. Ba! Sam zapragnąłem języka tak ciętego, jakim szczyci się "narrator jędzowaty". Jeżeli szukacie kryminału retro z ciekawym spojrzeniem na świat, koniecznie musicie zapoznać się z najnowszym kryminałem tej pisarki.