Umi Sinha „Miejsce na Ziemi”, Marginesy, Warszawa 2016
Dwunastoletnia Lila Langdon jest świadkiem rodzinnej tragedii – przy zaproszonych na wystawną kolację gościach jej matka wręcza ojcu prezent: ręcznie tkany, misternie wykonany obrus. Dziewczynka nie widzi, co dokładnie się na nim znajduje, ale efekt jest porażający – goście uciekają w popłochu, a ojciec zamyka się w swoim gabinecie, gdzie popełnia samobójstwo. Ta tragedia kładzie kres jej dzieciństwu w Indiach i zmusza do wyjazdu do Sussex do ciotecznej babki Wilhelminy. Tu Lila postanawia rozwikłać rodzinną zagadkę – listy pisane przez babkę mieszkającą w Indiach, a także dzienniki jej ojca układają się w mroczną historię rodziny.
Debiutantka porusza w swej powieści problemy bliskie jej sercu. Różnica między kastami, rola kobiety w społeczeństwie i rodzinie, blizny na historii ludzkości pozostawiane przez konflikty zbrojne, ale także problemy ponadczasowe – miłość, przyjaźń, bunt, chłód w relacjach członków rodziny, niespełnione życie i wiele, wiele innych. Cecily, Henry i Lila, narratorzy tej opowieści prowadzą życie, w którym otoczenie indyjskie miesza się z angielskim. Nie trudno w podobnej sytuacji zatracić swoją prawdziwą tożsamość. Wpierw trzeba ją jednak zdefiniować. Jest to także doskonała okazja do zasmakowania Indii, a przede wszystkim dość odległej nam kultury.
Podoba mi się, w jak misterny sposób autora kreuje wydarzenia, składające się na historię pewnej rodziny. Początkowa scena budzi zaintrygowanie, lecz na jej wyjaśnienie trzeba czekać aż do samego końca powieści. Debiutantka kreśli postaci, których losy nie są nam obojętne, a odkrywając przed czytelnikiem kolejne tajemnice, dba o to, by nie zdradzić aż nadto i utrzymywać czytelnika w ciągłym zainteresowaniu. Narratorzy wciągają w swój świat bez reszty, pozwalając chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Sądzę, że efekt ten byłby jeszcze lepszy, gdyby zdecydowano się na minimalną chociaż archaizację języka postaci.
„Miejsce na Ziemi” zmusza do refleksji nad nami samymi. Prześledzenie życia trzech mocno ze sobą powiązanych postaci uświadamia czytelnikowi, jak ważne jest poczucie tożsamości i przynależności. Tę niebywałą powieść podsumowałbym słowami Doroty Terakowskiej: „Nie można żyć prawdziwie, nie mając pojęcia o miejscu, w jakim się żyje, i o tym, jakie ono było kiedyś.” Chociaż to debiut, napisany jest w sposób wielowymiarowy – każdy może dowolnie interpretować tę historię, wzbogacając się o niepowtarzalne emocje, wrażliwość i refleksję nad sobą. Myślę, że powieść przetrwa próbę lat i nigdy nie straci na swojej aktualności, a to świadczy o książce wybitnej klasy. Gorąco polecam!
Oceniam: 9/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Marginesy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie tego tekstu. Mam nadzieję, że pozostawisz po sobie jakiś ślad. :)