Zamek w Łańcucie zwiedzałem po raz pierwszy i na własnej skórze przekonałem się, że budowla robi wielkie wrażenie nie tylko na widokówkach. Stojąc vis-a-vis tej perełki architektonicznej, trudno nie ulec jej urokowi. Czas pędzi do przodu, a tutaj historia jakby stanęła w miejscu i się nie rusza. O współczesności przypominają jedynie staruszkowie „cykający sobie foty” z telefonów umieszczonych na selfie stickach. Uroczy widok.
Zwiedzanie zaczyna się w mało ciekawym miejscu – przy kasach. Czekając na swojego przewodnika, można wybrać się na spacer dookoła posiadłości Potockich i Lubomirskich. Tylko spoglądajcie często na zegarek, bo w alejach poprowadzonych na powierzchni blisko trzydziestu hektarów (jeśli nie przeinaczam słów przewodnika), obsadzonych lipami liczącymi nawet dwieście lat, łatwo stracić rachubę. Szczególnie zachęcam do obejrzenia barwnego ogrodu otaczającego zamek, gdzie spodobało mi się niemal tak, jak wewnątrz budowli. Znajdziecie tam całą galerię kolorów i gatunków – raj dla amatorów ogrodnictwa i fotografii.
„Prawdziwe” zwiedzanie rozpoczyna się od głównego wejścia do zamku, gdzie przewodnik pokrótce opowiada o historii tego wspaniałego przybytku. By móc zwiedzać jego wnętrze, należy założyć obuwie ochronne umożliwiające ślizganie się po przepięknych, drewnianych parkietach. Przewodnik twierdził, że to dla ochrony drewnianych podłóg, ale mniejsza o to. Paniom nie polecałbym zwiedzania na wysokich szpilkach, bo choć jest to jak najbardziej możliwe, z pewnością nie należy do najprzyjemniejszego sposobu.
Zamek jest wspaniały, jeśli zdaniem tym nie ograniczam jego piękna. Zaobserwować możecie wpływy blisko trzystu lat historii na jego dzisiejszy kształt. Zwiedzając, możecie zachwycać się klimatycznymi korytarzami, zapierającymi dech w piersiach pomieszczeniami, które niegdyś służyły mieszkańcom, a dziś mogą stać się Waszym źródłem inspiracji. Najbardziej w pamięć zapadł mi pokoik chiński, wykonany wedle wyznaczników ówczesnej mody (każdy idący z duchem czasu miał choć jeden pokój w stylu chińskim), a wszystko dzięki wspaniałemu przewodnikowi. Nasze zachwyty nad tym pomieszczeniem skwitował tak: „jak państwo możecie zauważyć, moda na chińskie wyroby powraca”. ☺
Kolejnymi, już mniej zapierającymi dech w piersi, punktami zwiedzania są: oranżeria i wozownia. Pierwszy budynek służy do hodowli roślin i zwierząt egzotycznych. W Łańcucie zaobserwujecie żółwie, papużki, świerszcze domowe i wiele innych przedstawicieli flory i fauny. Bardzo miły zakątek, w którym można by spędzić mnóstwo czasu, gdyby tylko przewodnik na to pozwolił. Pomimo swojego wieku odznaczał się niespotykaną krzepkością. ☺
Podróż kończy się penetrowaniem wozowni. Tutaj możecie zauważyć dużo cennych eksponatów, bowiem budynek służy przetrzymywaniu wielu wozów, z czego najwartościowsze ze zgromadzonych są te z bezcennej kolekcji pojazdów konnych po rodzinie Potockich. Po pożegnaniu się z przewodnikiem można wybrać się na lody amerykańskie, bowiem budek z nimi jest w sąsiedztwie zamku bez liku. Zwiedzaliście kiedyś zamek w Łańcucie? Jak wrażenia?
Wewnątrz zamku i wozowni obowiązuje zakaz robienia zdjęć, dlatego umieszczam ten link, który pozwoli Wam na ich dokładniejsze poznanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie tego tekstu. Mam nadzieję, że pozostawisz po sobie jakiś ślad. :)