Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X
Uwaga! Blog nieaktualny. Stare teksty można czytać, jeśli kogoś interesują, ale po nowości zapraszam tu: poppapraniec.blogspot.com

17 sierpnia 2017

W odkrywaniu tego, co ukryte

Dwie jedenastolatki po drodze do domu widzą wózek z dzieckiem. Postanawiają je uratować – skoro ktoś je zostawił bez opieki, to znaczy, że go nie chce. Prawda? Kilka dni później policja znajduje zwłoki niemowlęcia. Po szybkim procesie dziewczynki zostają skazane. Siedem lat później Alice i Ronnie wychodzą z poprawczaka. Mają szansę zacząć życie od nowa. Jednak tajemnica, którą owiana jest dawna zbrodnia, wciąż dręczy ich rodziców, prawników i policjantów. Wszystkich, którzy wtedy nie odważyli się stawić czoła szokującej prawdzie… A kiedy w niepokojących okolicznościach znika kolejne dziecko, podejrzenia natychmiast padają na dawne koleżanki. Sprawę prowadzi młoda pani detektyw, która siedem lat wcześniej znalazła ciało Olivii.

Na pierwszej stronie mojego egzemplarza leży nieżywy robak, które zabiłem, używając właśnie tej książki. To jasny znak dla wszystkich chcących przeczytać „To, co jasne" – jeśli nie oddasz pożyczonej lektury, będziesz kolejny... A teraz na poważnie. Z pewnością znalazłoby się wielu, którzy chcieliby przeczytać ten kryminał, bo jest dobry. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że autorka wykreowała naprawdę złożone główne bohaterki. Zarówno Alice, jak i Ronnie są postaciami niejednoznacznymi, bo okazuje się, że im więcej czytelnik dowiaduje się o przeszłości obu już dorosłych dziewczyn, tym bardziej wszystko ulega zmianom. Żadna z nich nie jest w zupełności dobra ani zła, ich zachowania doskonale obrazują zasadę, że nic nie jest w zupełności czarne albo białe. Alice i Ronnie to bohaterki, w których mieszają się różne odcienie szarości i to głównie dlatego tak bardzo wciąga ich historia – czytelnik koniecznie pragnie poznać prawdę z przeszłości, dowiedzieć się, kim dziewczyny są naprawdę. Równie dobrze zostały nakreślone postaci drugoplanowe, czego najlepszym przykładem jest matka Alice. Dlaczego, dowiecie się, jeśli dotrzecie do finału opowieści.

Jako że to kryminał (flirtujący z wieloma innymi gatunkami), równie ważne było dla mnie, by wątek kryminalny okazał się trudny do rozwiązania. Nie zawiodłem się. Laura Lippman usnuła misterną intrygę, prowadząc do jej rozwiązania poprzez meandry fałszywych wskazówek, wielu niewiadomych, co zrobiła bardzo zręcznie, budując stopniowe napięcie. Co prawda atmosfera gęstnieje dopiero po połowie książki, niemniej jednak to, co dzieje się później mocno wciąga odbiorcę. A później przychodzi moment na finał i rozwiązanie zagadki, które po prostu wbija w fotel. Nie przypuszczałem nawet, że można by tę historię poprowadzić w taki sposób, dzięki czemu „To, co ukryte" wiele zyskało w moich oczach i na pewno jest godne tego, by nazwać je dobrym kryminałem.

Autorka pisze językiem prostym, ale nazbyt często rozwodzi się nad rzeczami mało istotnymi. Szczególnie lubi sobie pofolgować przy opisach, co doprowadza do tego, że zanim czytelnik dotrze do połowy kryminału, gdzie uwagę przykuwa wzrastające napięcie, trudno mu okiełznać myśli, które pędzą we wszystkie możliwe strony, nie mogąc się skupić na lekturze sprawiającej niewiele przyjemności. Gdyby nie dobrze napisane, naturalne dialogi zapewne w ogóle nie dałoby się przebrnąć przez pierwsze strony książki. Podsumowując, „To, co ukryte" jest dobrym kryminałem, z fenomenalną zagadką, przydługim wstępem i doskonale nakreślonymi bohaterami, których poczynania czytelnik obserwuje z wielkim zafrapowaniem. Pomimo mankamentów, warto ją przeczytać i dotrzeć aż do satysfakcjonującego finału. Teraz czas zapoznać się z adaptacją filmową powieści i porównać, kto opowiedział tę historię ciekawiej.

Oceniam: 7/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za przeczytanie tego tekstu. Mam nadzieję, że pozostawisz po sobie jakiś ślad. :)