Zbiór anegdotycznych wspomnień z lat 70., 80., 90. ubiegłego wieku. Wraz z autorką zanurzymy się w świat lokalnych widowisk zakładowych, pojedziemy na tournée po Litwie, Finlandii i Hiszpanii, zajrzymy do Nowego Jorku. Urlop spędzimy z Andrzejem Zauchą, załatwimy motorynkę z pomocą uroku Grzegorza Ciechowskiego, zszyjemy portki młodziuśkiemu Wojciechowi Młynarskiemu, uśmiechniemy się do Yoko Ono, maszerując z Marią Kornatowską pod ramię. Po tym barwnym świecie wspomnień poruszać się będziemy ruchem konika polnego, co rusz ocierając łzy radości, bo dobry humor autorki nie opuszcza ani przez chwilę, choć, wydawałoby się, wspomina czasy trudne i obywatelowi nieprzychylne. Jest tu zatem i „manna, hosanna, różaniec i szaniec, i jazda, i basta, i…”, a nie, nie, „stopu” tu, Państwo, nie doświadczycie.
Kalina Jerzykowska tak świetnie bawi się słowem – co można już zauważyć choćby po tytule jej nowego zbioru anegdot, o wydźwięku zależnym od tego, co o Peerelu sądzimy – że czytanie tych wspomnień sprawia niebywałą przyjemność, zwłaszcza dla osób językiem polskim zachwyconych. Jest nawet jeden rozdział poświęcony żartom słownym. Ale „Łzy koniki polnego” czyta się bardzo dobrze nie tylko z tego względu. Po pierwsze, autorka relacjonuje komiczne wydarzenia z przeszłości językiem barwnym, niepozbawionym neologizmów. Po drugie, każda strona wspomnień ma swój niepowtarzalny klimat, co możliwe jest dzięki ciekawym ilustracjom i wyróżnieniom kolorystycznym tekstu. Szata graficzna to po prostu majstersztyk – choć bardzo widoczny to nieprzesadzony. Po trzecie, sytuacje anegdotyczne przydarzają się też znanym ludziom, a pozycja Jerzykowskiej w ich opisy wręcz obfituje.
Młodsi czytelnicy nie wiedzą (nie zresztą tylko młodsi, bo ja też nie wiedziałem), co to są te „Łzy konika polnego”. „Ale tytuł też nie jest przez autorkę wymyślony, tylko –
nomen omen – zaczerpnięty. Z książki Hanny Szymanderskiej «Domowe nalewki». (...) Zalałam, odczekałam, skosztowałam. Podywagowałam sobie, że ta jedna nazwa taka poetycka, a druga [krupnik litewski] raczej przaśna choć smak ten sam”. I choć autorka zachęca do sączenia i kosztowania anegdot jak tę właśnie nalewkę, to przestrzegam, by młodsi czytelnicy raczej degustowali te historie jak smaczne lody. Domyślam się, że emocje takie same, a przy okazji nikt nie będzie łamał przysięgi komunijnej.
Kalina Jerzykowska-Delong – absolwentka polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego. Dziennikarka Radia Łódź i „Gazety Wyborczej”. Zwolniona w stanie wojennym z Radia, po kilku latach bezrobocia była kolejno kierownikiem literackim i dyrektorem artystycznym Estrady Łódzkiej. Jest autorką felietonów publikowanych w radiu i gazecie, recenzji, scenariuszy i pojedynczych utworów – piosenek, skeczy, monologów pisanych dla estrady i teatru. Od kilku lat pisze książki dla dzieci, które cieszą się wśród najmłodszych czytelników nieprzerwaną sławą, głównie dzięki niepowtarzalnemu humorowi.
Oceniam: 7/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję