Autor: Konrad T. Lewandowski
Tytuł: Ksin. Początek
Wydawca: Nasza Księgarnia
Wielki powrót kultowej "Sagi o kotołaku"! Tym razem w wersji poszerzonej przez autora o ekscytujące wątki, nowych bohaterów, zaskakujące zakończenie, a także zawierającej niepublikowany dotąd bestiariusz. Ksin. Dziecko klątwy, zdrady i obsesji. Zdawałoby się, że jego los jest przesądzony, ale miłość potrafi się wznieść ponad wszystko. Najpierw poświęcenie starej piastunki, a potem oddanie dziewczyny zbiegłej z domu publicznego sprawiają, że z potwora i demona wyrasta wojownik i obrońca ludzi zagrożonych przez upiory. Drapieżna, pełna namiętności historia bestii pragnącej osiągnąć człowieczeństwo.
O Kotołaku wcześniej nie słyszałem. To dlatego, że data pierwszej premiery miała miejsce dobre kilkanaście lat nim zacząłem czytać książki. Nic więc dziwnego, że kiedy usłyszałem o prequelu jednej z najbardziej znanych serii fantasy w polskiej literaturze, postanowiłem zapoznać się z książką. Co mogę powiedzieć? Dość dziwna to pozycja. nie pozbawiona minusów, ale posiadająca również plusy.
Tocząca akcja podzielona jest jakby na dwie części. Z jednej strony możemy obserwować poczynania Kotołaka Ksina, który po śmierci swojej jedynej bliskiej osoby, pragnie spełnić jej ostatnią wolę. Podczas jego perypetii dane nam jest poznać Hanti (o zawodzie nie wspomnę). Z drugiej zaś strony śledzimy poczynania odważnej i przebiegłej Aspai, zanudzonej dotychczasowym sposobem życia i niegodzącą się na ślub, na który z kolei nalega jej ojciec. Losy tych dwóch przeplatane są w tej opowieści regularnie i wnoszą do fabuły nieco więcej zdarzeń, pozwalających wymuszenia na czytelniku emocji.
Mimo że zazwyczaj jestem pozytywnie nastawiony do wątków romantycznych w powieści, w przypadku tej pozycji, rozwijającej się więzi pomiędzy Ksinem a Hanti byłem całkiem przeciwny. Nie chodzi o to, że któregoś z bohaterów nie polubiłem, po prostu związek pomiędzy prostytutką a Kotołakiem został opisany w tak płaski sposób, że nie potrafiłem poczuć tego, co oni odczuwali względem siebie. Miłosne wyznania były puste bez cienia prawdziwych emocji. Podobnie rzecz ma się z bohaterami "Ksin. Początek". Mało realistyczni, momentami irytujący, ale najgorsze jest to, że nie potrafiłem ich polubić, ani znienawidzić. Po prostu byli mi obojętni.
Nie mogę jednak ponarzekać na wartkość akcji i przemyślaną fabułę. Prawie nic nie dzieje się tutaj bez sensu, większość bohaterów ma swój wkład w dalsze losy historii. Do wartkości akcji przyczyniają się również wydarzenia biegnące na dwóch płaszczyznach. Ciekawe przygody towarzyszące bohaterom potrafią wymusić całą gamę uczuć, a czytelnik chce dowiedzieć się, co stanie się później.
Przemyślanym i ułatwiającym zrozumienie tekstu posunięciem było dołączenie Bestiariusza. Na stronicach książki poznajemy tyle fantastycznych stworów, że ciężko byłoby poruszać się w dalszej akcji nie wiedząc nawet z kim mamy do czynienia. Zaglądając na ostatnie strony książki dowiadujemy się wszystkiego, czego jesteśmy ciekawi i przede wszystkim dostajemy porządną dawkę zafascynowania. Poznając jednego intrygującego stwora z zafascynowaniem śledzimy dalszą akcję czekając tylko, aż dane będzie nam poznać kolejny wytwór wyobraźni autora.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że recenzja ta jest dość dziwna, jednakże ocenienie "Ksin. Początek" jest dla mnie dość trudne. Nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy książka jest godna przeczytania, czy też całkiem odwrotnie, ponieważ science-fiction to gatunek, po który sięgam sporadycznie. Jeżeli więc lubicie powieści tego gatunku zachęcam Was do jej przeczytania. Jeżeli nie, po prostu odpuście sobie lekturę tej książki.
O Kotołaku wcześniej nie słyszałem. To dlatego, że data pierwszej premiery miała miejsce dobre kilkanaście lat nim zacząłem czytać książki. Nic więc dziwnego, że kiedy usłyszałem o prequelu jednej z najbardziej znanych serii fantasy w polskiej literaturze, postanowiłem zapoznać się z książką. Co mogę powiedzieć? Dość dziwna to pozycja. nie pozbawiona minusów, ale posiadająca również plusy.
Tocząca akcja podzielona jest jakby na dwie części. Z jednej strony możemy obserwować poczynania Kotołaka Ksina, który po śmierci swojej jedynej bliskiej osoby, pragnie spełnić jej ostatnią wolę. Podczas jego perypetii dane nam jest poznać Hanti (o zawodzie nie wspomnę). Z drugiej zaś strony śledzimy poczynania odważnej i przebiegłej Aspai, zanudzonej dotychczasowym sposobem życia i niegodzącą się na ślub, na który z kolei nalega jej ojciec. Losy tych dwóch przeplatane są w tej opowieści regularnie i wnoszą do fabuły nieco więcej zdarzeń, pozwalających wymuszenia na czytelniku emocji.
Mimo że zazwyczaj jestem pozytywnie nastawiony do wątków romantycznych w powieści, w przypadku tej pozycji, rozwijającej się więzi pomiędzy Ksinem a Hanti byłem całkiem przeciwny. Nie chodzi o to, że któregoś z bohaterów nie polubiłem, po prostu związek pomiędzy prostytutką a Kotołakiem został opisany w tak płaski sposób, że nie potrafiłem poczuć tego, co oni odczuwali względem siebie. Miłosne wyznania były puste bez cienia prawdziwych emocji. Podobnie rzecz ma się z bohaterami "Ksin. Początek". Mało realistyczni, momentami irytujący, ale najgorsze jest to, że nie potrafiłem ich polubić, ani znienawidzić. Po prostu byli mi obojętni.
Nie mogę jednak ponarzekać na wartkość akcji i przemyślaną fabułę. Prawie nic nie dzieje się tutaj bez sensu, większość bohaterów ma swój wkład w dalsze losy historii. Do wartkości akcji przyczyniają się również wydarzenia biegnące na dwóch płaszczyznach. Ciekawe przygody towarzyszące bohaterom potrafią wymusić całą gamę uczuć, a czytelnik chce dowiedzieć się, co stanie się później.
Przemyślanym i ułatwiającym zrozumienie tekstu posunięciem było dołączenie Bestiariusza. Na stronicach książki poznajemy tyle fantastycznych stworów, że ciężko byłoby poruszać się w dalszej akcji nie wiedząc nawet z kim mamy do czynienia. Zaglądając na ostatnie strony książki dowiadujemy się wszystkiego, czego jesteśmy ciekawi i przede wszystkim dostajemy porządną dawkę zafascynowania. Poznając jednego intrygującego stwora z zafascynowaniem śledzimy dalszą akcję czekając tylko, aż dane będzie nam poznać kolejny wytwór wyobraźni autora.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że recenzja ta jest dość dziwna, jednakże ocenienie "Ksin. Początek" jest dla mnie dość trudne. Nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy książka jest godna przeczytania, czy też całkiem odwrotnie, ponieważ science-fiction to gatunek, po który sięgam sporadycznie. Jeżeli więc lubicie powieści tego gatunku zachęcam Was do jej przeczytania. Jeżeli nie, po prostu odpuście sobie lekturę tej książki.
Podziękowania za udostępnienie książki kieruję w stronę Wydawnictwa Nasza Księgarnia.
Być może kiedyś skuszę się na tą książkę, bo rózne słyszałam o niej opinie i bądź co bądź, ale kotołaki to nie jest częste zjawisko w książkach fantasy.
OdpowiedzUsuńKotołak to biały kruk wśród tego gatunku. Musze się z Tobą zgodzić :)
UsuńTo nie dla mnie niestety:( A na dodatek gdzieś czytałam, że autor strasznie źle znosi ewentualną krytykę;/
OdpowiedzUsuńTakiej informacji jeszcze nie słyszałem i mimo to wątpię jednak, by była to prawda...
UsuńPoszukaj w Internecie, głośno o tym było. :) Nie mniej jednak mam ochotę przeczytać tę pozycję już od jakiegoś czasu.
UsuńNa pewno poszukam :)
UsuńByło bardzo niemiło i głośno i to zraziło mnie do autora:(
UsuńZapoznałem się z artykułem na ten temat i cóż, wolę się w to nie mieszać. Myślę jednak, że zachowanie, a talent to całkiem dwie różne płaszczyzny, które nie powinny były od siebie zbytni zależeć :)
UsuńMoże kiedyś. Może...
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za to, żebyś przeczytała ;)
UsuńTeż bym chyba nie wiedziała jak ocenić. Ale chętnie zapoznałabym się z tą ksiązką, najwyzej uznam ją za niewartą :)
OdpowiedzUsuńTakie nastawienie, jak Twoje powinien mieć każdy książkoholik ;)
UsuńCzasem lubię sięgnąć po fantastykę, ale raczej nie w takim wydaniu. Nie przekonuje mnie ta książka.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja sporadycznie sięgam po fantasy ;)
UsuńNawet nie wiedziałam, że to reedycja O.o Ja mimo wszystko sięgnęłabym po "Ksin", gdybym nie była biednym licealistą z żółtakami w portfelu. Mam sentyment do "starej" fantastyki, więc z chęcią dorwałabym wymiętoloną okładkę pierwszego wydania, lecz jest to niemal niewykonalne... Wątki romantyczne bardzo często mnie denerwują, ale w powieściach lat 90. jakoś tak traktuje je z pobłażaniem. Podchodzę do takiej książki zupełnie inaczej niż np. do powieści z 2014 roku. Gdyby tylko tak znaleźć te dwie dyszki na ulicy ;_;
OdpowiedzUsuńJestem pewny, że powyższa książka jakoś do Ciebie trafi :)
UsuńJa bym się z kotołakiem zapoznała. Starsze s-f to jest to:)
OdpowiedzUsuńW takim razie miłej lektury ;)
UsuńMoże kiedyś przekonam się do takiej fantastyki, ale obecnie to nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że nasze gusta są dość podobne;)
UsuńWpadłam z rewizytą. :) Fantastyka to nie moje klimaty, choć nie ukrywam, że od czasu do czasu zdarza mi się też coś przeczytać z tego gatunku.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Miło, że ponownie tu zawędrowałaś i mam nadzieję, że daną książkę przeczytasz :)
UsuńRównież pozdrawiam :3
Ostatnio trafiam ciągle na jakąś bardzo ciekawą fantastykę... Ale za dużo tych planów na razie mam ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem Twój problem :)
UsuńWpadam z rewizytą. I patrzę - książka Lewandowskiego. Niedawno miałam okazję czytać książkę tego autora - Czas egzorcystów - polecam :)
OdpowiedzUsuń"Czas egzorcystów" widziałem w zapowiedziach i od tamtego czasu mam piekielną ochotę na jej przeczytanie ;)
UsuńO kurczę, zastanawiałam się, skąd kojarzy mi się nazwisko- i wtedy mój mózg wpadł na trop tego, jak autor potraktował pewne blogerki... no cóż, jest jaki jest, ale książka mnie zaciekawiła- kiedyś na pewno przeczytam :D
OdpowiedzUsuńWolałbym przemilczeć ten incydent i nie rozgrzebywać przeszłości, dlatego pozostaje mi tylko życzyć Ci miłej lektury ;)
UsuńPrzeczytałabym tę książkę ale zraziłam się do autora czytając to, co wypisywał nie tylko na innych blogach ale również FB o recenzentach, którym się książka nie spodobała.
OdpowiedzUsuńCzy tylko mi okładka kojarzy się z Wiedźminem? :)
Pozdrawiam :)
Niejakie podobieństwo można zauważyć, jednakże treść różni się diametralnie ;)
UsuńTym razem czuję, że książka nie jest dla mnie. Zdecydowanie odpuszczę sobie lekturę tej powieści :)
OdpowiedzUsuńLubię ten gatunek literacki :). Ciekawa okładka.
OdpowiedzUsuńSi-fi lubię... ale tytuły dobieram dość starannie. :) I jeśli co do jakiegoś nie jestem do końca przekonana, to raczej się za niego nie zabieram. I w tym wypadku również nie zaryzykuję. Nie zaiskrzyło pomiędzy mną a tą powieścią. :) I skoro mówisz, że wątek romantyczny został skopany, to ja już naprawdę zapominam o tytule ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Cholera jasna! Zanim zaczniecie się wymądrzać na temat jakichkolwiek książek fantastycznych nauczcie się przynajmniej odróżniać Sciencie Fiction od fantasy!
OdpowiedzUsuńO gramatycznym pisaniu już nie wspominam, bo to najwyraźniej zbyt was przerasta...
Autor
Kiedyś trafiłam na recenzję tej książki na jednym blogu, na który zaglądam. I wcale nie miałam ochoty sięgać po tę książkę. A później pan Lewandowski wdał się w dyskusję z osobami komentującymi i autorką recenzji. Wiele chamskich słów się posypało. I stwierdziłam, że muszę przeczytać tę książkę... Bo jestem ciekawa, czy pan L. tak bardzo nie znosi krytyki, czy też książka została niedoceniona? No więc "Kotołak" sobie leży na półce w kolejce do poczytania i ma na pewno więcej cierpliwości, niż jego autor. :D
OdpowiedzUsuńWydałem ponad 30 książek w ciągu 28 lat. Napisano z nich setki recenzji. Zapewniam więc, że żadna krytyka nie jest mi obca.
OdpowiedzUsuńProblemem są spojlery (bo psują moją pracę) oraz jałowe zarzuty lub pochwały, które nic nie wnoszą ponieważ opierają się na guście recenzenta (jak wyżej), a o gustach się nie dyskutuje. Jeżeli jakikolwiek autor ma skorzystać z krytyki, zarówno zarzuty jak i pochwały muszą być OBIEKTYWNE.
Autor
Przemyślcie to sobie!
OdpowiedzUsuńTypowa recenzja internetowa:
Pierwszy akapit – pitolenie o Szopenie, względnie o Adamie i Ewie, którzy już w epoce kamienia łupanego wygłaszali banały. W całości do wykreślenia. Zamiast tego powinno być postawienie tezy/diagnozy krytycznej do dalszego uzasadnienia – jedno, góra dwa zdania.
Połowa całego tekstu – streszczenie książki. Pół biedy, jeśli to tylko przepisana notka z IV strony okładki. Zwykle bywa okraszona dodatkowo informacją czym się książka skończyła i kto zabił. Powinna być informacja na jeden akapit i bez spojlerów.
Jedna trzecia tekstu – dywagacje o osobistym guście recenzenta, odnoszące się z reguły do marginalnych kwestii fabuły. Poruszone nie dlatego, że autor położył na to nacisk, ale bo recenzentowi się skojarzyło, więc powiedział co wiedział. Do wykreślenia. Powinna być prezentacja tła i kontekstu literackiego, w którym pojawia się omawiana książka i wspomnienie dzieł podobnych. Wymaga tzw. oczytania.
Przedostatni akapit – wreszcie moment prawdziwej refleksji krytycznej. Recenzent łapie się na tym, że przegadał i ominął sprawy istotne, więc pospiesznie nadmienia, że „w sumie książka jest niezła”. Gołosłownie, bo miejsce na argumenty zużył czepiając się marginaliów. Powinno być wyjaśnienie dlaczego książka jest niezła, podparte cytatami i nawiązujące do pierwszego zdania recenzji.
Ostatni akapit – recenzent podskórnie zdaje sobie sprawę, że zrobił z siebie idiotę, więc akcentuje swoją błyskotliwość i koniecznie protekcjonalnym wobec autora tonem rzuca refleksję natury ogólnej, po której wychodzi na jeszcze większego głupka. Powinno być podsumowanie co z książki wynika i czego oczekujemy jeszcze od autora.