.Autor: Julia Bernard
Tytuł: Czarownice z Wolfensteinu. Pierścień i sito
Wydawca: Videograf
Martyna Hohenstauf jest patologiem, sumiennym pracownikiem krakowskiego szpitala. Nikt nie wie, że w rzeczywistości jest czarownicą, która wbrew sobie i swojemu wybujałemu ego prowadzi zwykłe ludzkie życie, chcąc zapewnić swojej córce Amelce normalne dzieciństwo - bez magii, bez możliwości widzenia więcej niż zwykły człowiek, a przede wszystkim bez praw rządzących w nadprzyrodzonym Krakowie. Kiedy dowiaduje się, że córka jednak przeszła Przemianę, postanawia zawieźć ją do rodzinnego Źródła - Wolfensteinu, w którym mieszka jej matka, Adela. Mimo że od lat są skonfliktowane, wie, że to jedyny sposób, by uchronić Amelkę przed niebezpieczeństwem. Młoda Hohenstauf staje się bowiem obiektem zainteresowania nie tylko rządzącego Nawią Triumwiratu...
Julia Bernard to zdecydowanie jedna z lepszych autorek, która tworzy opowieści krążące wokół czarownic, wampirów i innych niezbędnych elementów tego świata. Nie dość, że tworzy wciągająca historię z niesamowitym klimatem, to cała akcja toczy się nie gdzie indziej jak w Polsce. Wcale nie psuje to uroku powieści, przeciwnie, czytelnik czuje się usatysfakcjonowany, że podobna historia ma miejsce tak blisko.
Chwali się bohaterów, którzy zaistnieją w mojej wyobraźni nie tylko jako papierowe postaci, a jako realistyczne osoby. Autorka przyłożyła dużo uwagi, aby tak właśnie myśleć o Amelii, Adeli, Martynie, Diego i innych. Relacje między nimi odznaczają się gamą różnych uczuć pozytywnych i negatywnych. Jak w prawdziwym życiu. Julia Bernard zadbała właśnie o to, żeby historia nie była nazbyt nierealistyczna i aby czytelnik nie mógł jej skrytykować za brak logiki. Nie licząc nadnaturalnych umiejętności, rzecz jasna.
Kolejnym plusem tej historii jest wartka akcja. W powieści nie ma czasu na jakieś przynudzanie, "nicnierobienie". Skupiamy się na rzeczach istotnych, które mają wkład do dalszych losów historii, a wątki, które nijak mają się do całej opowieści zostają skutecznie omijane. Dzięki temu "Czarownice z Wolfensteinu" stają się lekturą dynamiczną, od której ciężko się oderwać. Co lepsze mamy możliwość spoglądania na toczącą się akcję z kilku perspektyw, co znacznie przyczynia się do zrozumienia niektórych sytuacji, wyborów.
Bardzo spodobał mi styl autorki. Posiada ona talent malowania w wyobraźni czytelnika różnych obrazów. Przyczyniają się do tego dokładne, ale jednocześnie krótkie opisy. Dialogi między bohaterami wydają się nader realistyczne, co również umila lekturę książki. Jednak warto też napisać, że dzięki dobremu warsztatowi Bernard potrafi stworzyć niepowtarzalny klimat. Pełen nierozwiązanych tajemnic i przesiąkniętego magią.
Na brawa zasługuje też rozwinięcie wątku miłosnego. Nie jest to kolejna ckliwa historia z namiętnym romansem na pierwszym planem. Tutaj sprawy sercowe usunięte są w tło, jako dobry dodatek do lektury. Gdy jednak ten związek zostaje przybliżony, nie kojarzy nam się z kolejnym dennym romansem pomiędzy zakochanymi do szaleństwa wampirze i czarownicy, a raczej jako niebezpieczny związek, który od początku jest niepewny.
Mogę wam z ręką na sercu polecić tę książkę jako skuteczny złodziej czasu. Tylko pamiętajcie, żeby jej nie otwierać przed jakaś ważną pracą lub czymś, co od dłuższego czasu planujecie. Inaczej skończycie z latarka pod kołdrą i zegarem, który już dobre kilka godzin temu wybił północ. Gorąco polecam.
Julia Bernard to zdecydowanie jedna z lepszych autorek, która tworzy opowieści krążące wokół czarownic, wampirów i innych niezbędnych elementów tego świata. Nie dość, że tworzy wciągająca historię z niesamowitym klimatem, to cała akcja toczy się nie gdzie indziej jak w Polsce. Wcale nie psuje to uroku powieści, przeciwnie, czytelnik czuje się usatysfakcjonowany, że podobna historia ma miejsce tak blisko.
Chwali się bohaterów, którzy zaistnieją w mojej wyobraźni nie tylko jako papierowe postaci, a jako realistyczne osoby. Autorka przyłożyła dużo uwagi, aby tak właśnie myśleć o Amelii, Adeli, Martynie, Diego i innych. Relacje między nimi odznaczają się gamą różnych uczuć pozytywnych i negatywnych. Jak w prawdziwym życiu. Julia Bernard zadbała właśnie o to, żeby historia nie była nazbyt nierealistyczna i aby czytelnik nie mógł jej skrytykować za brak logiki. Nie licząc nadnaturalnych umiejętności, rzecz jasna.
Drugi tom. |
Kolejnym plusem tej historii jest wartka akcja. W powieści nie ma czasu na jakieś przynudzanie, "nicnierobienie". Skupiamy się na rzeczach istotnych, które mają wkład do dalszych losów historii, a wątki, które nijak mają się do całej opowieści zostają skutecznie omijane. Dzięki temu "Czarownice z Wolfensteinu" stają się lekturą dynamiczną, od której ciężko się oderwać. Co lepsze mamy możliwość spoglądania na toczącą się akcję z kilku perspektyw, co znacznie przyczynia się do zrozumienia niektórych sytuacji, wyborów.
Bardzo spodobał mi styl autorki. Posiada ona talent malowania w wyobraźni czytelnika różnych obrazów. Przyczyniają się do tego dokładne, ale jednocześnie krótkie opisy. Dialogi między bohaterami wydają się nader realistyczne, co również umila lekturę książki. Jednak warto też napisać, że dzięki dobremu warsztatowi Bernard potrafi stworzyć niepowtarzalny klimat. Pełen nierozwiązanych tajemnic i przesiąkniętego magią.
Na brawa zasługuje też rozwinięcie wątku miłosnego. Nie jest to kolejna ckliwa historia z namiętnym romansem na pierwszym planem. Tutaj sprawy sercowe usunięte są w tło, jako dobry dodatek do lektury. Gdy jednak ten związek zostaje przybliżony, nie kojarzy nam się z kolejnym dennym romansem pomiędzy zakochanymi do szaleństwa wampirze i czarownicy, a raczej jako niebezpieczny związek, który od początku jest niepewny.
Mogę wam z ręką na sercu polecić tę książkę jako skuteczny złodziej czasu. Tylko pamiętajcie, żeby jej nie otwierać przed jakaś ważną pracą lub czymś, co od dłuższego czasu planujecie. Inaczej skończycie z latarka pod kołdrą i zegarem, który już dobre kilka godzin temu wybił północ. Gorąco polecam.
Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Videograf za udostępnienie książki.
- Czarownice z Wolfensteinu. Pierścień i sito - Czarownice z Wolfensteinu. Wstęga i kamień -
Nocami czyta się najlepiej, przynajmniej w moim wypadku. Kilka razy już mi się zdarzyło zasiedzieć z książką do 4 nad ranem. A raczej zależeć, bo byłem właśnie pod kołdrą ;)
OdpowiedzUsuńNienawidzę złodziei czasu, ale w książkowej wersji - nie pogardzę:)
OdpowiedzUsuńO drugim tomie słyszałem, o tym nie. Książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńOstatnio lubię fantasy w tym stylu, więc czemu nie ;)
OdpowiedzUsuńTo mnie zaskoczyłeś, bo jakoś nigdy nie byłam przekonana do tej książki,a tu takie zaskoczenie.
OdpowiedzUsuńHa, na tym zależało mi najbardziej - zachęcić kogokolwiek do przeczytania niesamowitej książki. Nie wahaj się, naprawdę warto :)
UsuńPolska fantastyka zawsze budzi u mnie więcej rezerwy niż ta zagraniczna... Ale historia wydaję się ciekawa, poczekam jeszcze na wrażenia z drugiego tomu, by dowiedzieć się, czy seria trzyma poziom, potem mogę sięgać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Miałam kiedyś w planach tę książkę i dziękuję, że mi o niej przypomniałeś :)
OdpowiedzUsuńZ chęcią ściągnę powieść z półki przy najbliższej okazji :) Zwłaszcza, że Twoja recenzja brzmi tak kusząco.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Powiem Ci, że potrafisz zachęcić.
OdpowiedzUsuńBardzo skutecznie zachęcasz, powtórzę za Awiolą;)
OdpowiedzUsuńWydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuńa mnie jakoś nie zachęca niestety, recka fajna, ale treść chyba nie w moim stylu
OdpowiedzUsuńMam podobne zdanie do Bitner, ponieważ recenzja jak najbardziej Ci się udała, jednak książka wydaje się być bardzo odległa temu czego teraz szukam.
OdpowiedzUsuńTo książka dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTa ksiązka przypomina mi inną, polską i o elfach. Nie jestem pewna, czy po tę chcę sięgnąć, ale brzmi całkiem przystępnie :) może będę miała okazję
OdpowiedzUsuńW moim doborze lektur często decyduje okładka, a w tym wypadku na pewno książkę bym sobie odpuściła ^^ Dobrze, że istnieją recenzenci, którzy tępią we mnie wzrokowca ^^
OdpowiedzUsuń