Joanna Jagiełło „Zielone martensy”, Nasza Księgarnia, Warszawa 2016
Zdaniem Feliksa szkoła przypomina front, na którym toczy się walka nie na pięści, lecz na marki ciuchów i smartfonów. On jednak nie zamierza brać udziału w tych zawodach, zwłaszcza że ma znacznie poważniejsze problemy i cały dom na głowie. Otylia również odstaje od reszty uczniów gimnazjum: barwne ciuchy, aureola rudych włosów, lekka nadwaga, którą dziewczyna w ogóle się nie przejmuje, i charakterystyczne zielone martensy… Oraz optymizm, którym zaraża, choć i jej nie brakuje zmartwień. Nic dziwnego, że Feliks od razu zwraca na nią uwagę. Tę dwójkę outsiderów szybko połączy przyjaźń – a może coś więcej?
Jakiś czas temu Joanna Jagiełło porwała moje serce wyśmienitą trylogią o losach Linki i jej bliskich. „Zielone martensy” w okamgnieniu stały się moim najnowszym książkowym celem. Nie czytałem opisu, nie zaznajamiałem się z tematyką ani wskazaną grupą odbiorców. Po prostu twórczość tej autorki tak mocno utkwiła w moim sercu, że nie sposób pominąć nowości wydawnicze spod jej pióra. Ciągle zadziwia mnie fakt, że Jagiełło potrafi tak dogłębnie poznać życie współczesnego nastolatka, co przejawia się w kreacji bohaterów. Realistycznych i bliskich każdemu czytelnikowi. Pisarka wnika w życie młodzieży, jakby sama nią była (och, wybaczcie to niefortunne i brzydkie sformułowanie).
Z profilu autorki |
Narratorami tej powieści są trzy osoby: Opta, Feliks i jego siostra Wika. Dzięki temu ciekawemu zabiegowi artystycznemu czytelnik ma okazję zagłębić się w myśli optymistycznie nastawionej gimnazjalistki i jej wrażliwego rówieśnika oraz wchodzącej w okres dojrzewania Wiktorii. Choć są do siebie podobni, odmiennie przeżywają wiele sytuacji, borykają się z innymi problemami. I to w tej książce jest cenne: to nastolatkowie opowiadają o gryzących ich problemach. Joanna Jagiełło z wielkim rozmachem i wiedzą opisuje środowisko młodych: brak akceptacji rówieśników, pogardzanie osobami z gorszą sytuacją finansową, bezpodstawne uszczypliwości, niepełne rodziny, pierwsza miłość i wiele innych. Na stronach tej książki buzuje życie, które porywa czytelnika bez reszty.
Realistyczni bohaterowie to już znak rozpoznawczy twórczości Jagiełło. W „Zielonych martensach” szczególną sympatię poczułem do Opty, to dlatego że jesteśmy do siebie bardzo podobni, szybko się z nią utożsamiłem. Zaraża czytelnika optymizmem już na pierwszych stronach i zaszczepia w nim radość na ponad dwieście stron. To typ nastolatki, jakich dziś zaczyna brakować. Akceptuje swoje wady i zalety, zaraża optymizmem, u ludzi doszukuje się tylko dobrych stron, robi to, co uważa za dobre, nie przejmując się opinią innych i odważnie kroczy przez świat, nie tracąc swojej wrażliwości.
Lubię bohaterów, którzy wzbudzają w nas chęć zrobienia czegoś dobrego. Nierzadko w ten sposób rodzą się autorytety, za którymi podążają inni. Życzę Otyli, by znalazła wielu naśladowców. Również inni bohaterowie książki zostali nakreśleni z wprawą. Z pewnością zapałasz sympatią do Feliksa, jego siostry, mamy i babci. A propos tej ostatniej, jakże barwnej postaci – w książce pojawia się również wiele zabawnych momentów. Myślę, że nie zdradzę zbytnio fabuły, jeśli przytoczę scenę, która szczególnie zapadła mi w pamięć. Babcia Feliksa miała problemy z utrzymywaniem moczu, zdarza się przecież, nie? Zdarzyło się, że babcia po prostu nie utrzymała moczu. A wiesz, jak to skwitowała? Śmiejąc się, stwierdziła, że zsikała się jak dziecko.
„Zielone martensy” to lektura godna uwagi z wielu względów. Joanna Jagiełło zaprasza czytelnika w podróż po meandrach życia współczesnego nastolatka. Jest miłość, śmiech, trochę strachu i mnóstwo radości. Książka byłaby idealna, gdyby nie „przesłodzone” zakończenie, w które dość trudno uwierzyć. Zapewniam jednak, że czytelnik, który pozna losy Opty i Feliksa będzie tak zafrapowany ich osobami i tak mocno kibicował ich szczęściu, że nie zwróci na to uwagi. Będzie natomiast cieszył się z takiego zakończenia. Po mrożącym krew w żyłach incydencie przychodzi radosny finał. Trudno rozstawać się z bliskimi sercu przyjaciółmi. W ogóle ciężko kończy się książki mądre i zabawne jednocześnie. Gorąco polecam!
Oceniam: 9/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
A o co chodzi z tymi pieniędzmi od dziadka na zielone martensy?
W podziękowaniach autorka pisze „Ogromne podziękowania należą się też mojemu nieżyjącemu już niestety dziadkowi – to on kiedyś dał mi pieniądze na wymarzone zielone martensy... Stały dla mnie symbolem nie tylko stylu i wolności, ale przede wszystkim wdzięczności za wszystko, co przynosi życie.” Martensy i glany to często symbole buntu, niezależności. Dodają odwagi. Jak wiele w życiu autorki zmieniły zielone martensy? Nie wiem. Ale życzę wszystkim, byśmy byli jak Otylia – nie bali się zmian i robienia tego, co uważamy za słuszne.. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie tego tekstu. Mam nadzieję, że pozostawisz po sobie jakiś ślad. :)